Czy polska gospodarka opiera się kryzysowi? Do pewnego stopnia tak - skala spowolnienia gospodarczego w Polsce jest dziś mniejsza niż w większości krajów europejskich. Jak wynika z ankiety przeprowadzonej na stronie ING Bank OnLine, taką opinie podziela także co trzeci klient ING.
Na pytanie postawione w ankiecie ING otrzymaliśmy prawie 37 tys. odpowiedzi. Blisko jedna trzecia klientów ING uznała, że Polska opiera się kryzysowi i „najgorsze mamy już za sobą" (30%). Ponad dwie piąte respondentów jest jednak zaniepokojona obecną sytuacją i uważa, że „będzie coraz gorzej"
To co mogło dać podstawę do mówienia, że „najgorsze już za nami" to poprawa w odczytach wskaźnika wyprzedzającego koniunktury PMI. Najgorszy wynik zarejestrowany został w grudniu ubiegłego roku, kiedy wyniósł on 38,3 pkt., czyli odsetek ankietowanych menedżerów logistyki przekonanych o pogarszaniu się warunków biznesowych był wtedy o 11,7 pkt. proc wyższy od odsetka tych, którzy uznali, że przetrwaliśmy już najgorszy okres. W kwietniu br. wartość indeksu wynosiła już 42,1 pkt. Gdyby wyliczyć taki wskaźnik na bazie naszej ankiety, znalazłby się on na poziomie 36,4 pkt. Indeks PMI opisuje zachowanie przemysłu przetwórczego, natomiast nasz „wskaźnik" bazuje na nastrojach osób prywatnych - większy pesymizm może być więc skojarzony z dotkliwszymi konsekwencjami złej koniunktury.
Lepsza kondycja Polski w porównaniu z krajami zachodnimi nie musi się jednak wiązać ani ze szczególnymi zaletami Polaków, ani oznaczać braku problemów gospodarczych w 2009 roku. Po prostu gdy nadszedł kryzys kredytowy jedne kraje były bliżej recesji, a inne dalej od niej. Uszczerbek w tempie wzrostu gospodarczego za sprawą kryzysu na pewno dokonał się również w Polsce. Wystarczy wspomnieć falę rewizji prognoz wzrostu PKB w roku 2009, który jeszcze na początku 2008 szacowano na poziomie 5%. Obecnie prognozy wzrostu PKB na bieżący rok desperacko trzymają się powyżej zera i naszym zdaniem działa tu jakaś blokada psychologiczna niepozwalająca przyznać, że „mój kraj" może być „na minusie".
Efekt zbyt optymistycznej oceny sytuacji można zaobserwować w innych państwach naszego regionu. W Czechach wzrost gospodarczy w pierwszym kwartale był gorszy od oczekiwań o 1,7 pkt. proc, a na Słowacji o 3 pkt. proc. Tylko węgierscy analitycy przygotowali się na dramatycznie zły wynik, i taki też dostali (oczekiwania -7%r/r, wynik -6,4%). Pomyłki w tą samą stronę nie ominęły również Niemiec oraz strefy euro jako całości.
Wzrost gospodarczy to jednak nie wszystko. W Polsce w marcu br. było o 400 tys. więcej zarejestrowanych bezrobotnych niż w najlepszym pod tym względem miesiącu ubiegłego roku (październik 2008 r.). Trzeba jednak pamiętać, że połowa z nich pojawiła się w urzędach pracy ze względu na pogorszenie koniunktury, a druga połowa w wyniku naturalnych ruchów sezonowych.
W Polsce więc objawy kryzysu się ujawniają, ale mamy mechanizmy obronne przed gospodarczą zarazą. Są to: relatywnie małe okno, którym może się ona przedostać (eksport, a więc ten kawałek wytwarzanych w kraju dóbr i usług, który zależy od koniunktury zagranicą, to tylko niecałe 40% PKB w Polsce, gdy na Słowacji i Czechach ponad 70%). Ponadto osłabienie kursu walutowego zmienia na naszą korzyść konkurencyjność polskich towarów, redukując załamanie w eksporcie, zmniejszając import i promując podtrzymanie inwestycji w Polsce przez inwestorów zagranicznych. Na korzyść naszego kraju przemawia także stosunkowo niewielka skala zadłużenia firm i gospodarstw domowych.